Ognuno recita il proprio ruolo, immerso in quella divina sensazione di devozione allo scopo comune: la realizzazione di un'opera d'arte, che anche la bonifica bellica sa idealizzare.

News

Ognuno recita il proprio ruolo, immerso in quella divina sensazione di devozione allo scopo comune: la realizzazione di un'opera d'arte, che anche la bonifica bellica sa idealizzare.

Podróż do Warszawy u progu II wojny światowej

Categories: RESIDUATI BELLICI IN POLONIA

18/02/2021 Polonia, Masovia, Varsavia

“If you ever come across anything suspicious like this item, please do not pick it up, contact your local law enforcement agency for assistance”

Ta historia wydarzyła się naprawdę. Dwie Polki podróżują pociągiem z Francji do Polski nieświadome zbliżającej się katastrofy. Jest połowa sierpnia 1939 roku…

Peron jest mały i niewielu na nim ludzi. Drewniane zielone zadaszenie tuli się do niewielkiego budynku dworca zwieńczonego zabytkowym zegarem, który nieubłaganie odmierza krótkie minuty spóźnialskim i leniwe, powolne, ciągnące się w nieskończoność tym, którzy od jakiegoś czasu czekają na pociąg. Dla mnie to wszystko jest nowe i ekscytujące. Już tutaj czuję się wyjątkowo, jakbym była podróżniczką, która właśnie wybiera się na eskapadę w nieznane. Z drugiej strony, z walizką w ręce, a w zasadzie w dłoni ojca, czuję się niezwykle dorosła. Mam na sobie zwiewną błękitną sukienkę z dwiema falbankami, którą mama uszyła specjalnie na tę okazję, twierdząc, że nie mogę zaprezentować się rodzinie jak obdartuska. Jakbym kiedyś nią była! Koleżanki zawsze zazdrościły mi strojów szytych przez mamusię, która z niczego potrafi wyczarować coś modnego i stylowego. Moi bracia, ojciec i ona sama wyglądają, jakby ubierali się u najlepszych krawców w Paryżu, tak że przyciągają spojrzenia nieznajomych na ulicy. Jesteśmy jak wizytówka mamusinej pracowni i szczerze mówiąc, bardzo nas to cieszy. A w powojennych biednych czasach przecież niełatwo było się wyróżnić. My mieliśmy to szczęście.Ojciec, jakby niósł koszyk jajek, z atencją lokuje walizki na półkach nad naszymi głowami i gdyby nie gwizdek konduktora i groźne sapnięcie lokomotywy, pewnie by się stąd nie ruszył. Pochyla się teraz nade mną, ściska mocno jak nigdy wcześniej i pieści moje ucho najczulszymi słowami.

– Do zobaczenia, księżniczko. Kocham cię najbardziej na świecie. Wracaj szybko, kochanie. Już za tobą tęsknię.

– Też cię kocham najbardziej na świecie.

Całuję jego chropowaty policzek pokryty gęstą siateczką drobnych zmarszczek i patrzę, jak odchodzi. Widzę go jeszcze przez chwilę w kłębach pary na peronie. Machamy do siebie zawzięcie, dopóki gwałtowne szarpnięcie lokomotywy nie zmusza mnie do zajęcia miejsca.

Nim na dobre ruszymy, czuję, jak skręca mi się żołądek. W pierwszej chwili nie potrafię ocenić, czy to na myśl o ugotowanych na twardo jajkach i soczystym dojrzałym pomidorze, które spakowała mama, czy z podniecenia. Widzę, że Zośka jest bardzo poruszona, a jej szkliste oczy tępo wpatrują się przed siebie.

Ludzi w wagonie jest niewielu. Jakiś robotnik, który ciągle mnie w dłoniach wytarty kaszkiet, dżentelmen w nie najlepiej skrojonym trzyczęściowym garniturze i dwie hałaśliwe kobiety, które usiadły nieopodal i teraz skrzekliwie przekrzykują stukot kół pociągu.

Skupiam się na widokach. Lesie, który przemyka za oknem, kilku nieśmiało przycupniętych na jego skraju domkach, pasących się krowach, a mimo to dociera do mnie ich rozmowa.

– Powiadam pani, pani Barral, nic dobrego z tego nie wyniknie, będzie wojna jak nic – mówi grubsza, wymalowana jak wampirzyca na pierwszego listopada.

Blada, z nienaturalnie uczernionymi brwiami i przesadnie czerwonymi ustami, które co chwilę układa w ciup. Pewnie poprawiała szminką ich kontur, bo teraz nieładna karmazynowa czerwień pokrywa również zęby. Mamusia na jej widok miałaby jednoznaczne skojarzenia, ja zaś nadstawiam uszu, zastanawiając się, o czym tak pytlują.

– Pani Fresnel, pani Fresnel! – Pulchna blondynka prycha zniecierpliwiona, jednocześnie wzruszając ramionami. – Jak pani coś wymyśli… Jaka wojna? Dopiero co się skończyła jedna, to niby miałaby być druga? To jakaś wierutna bzdura.

– Mój René tak twierdzi, a on zna się na rzeczy. Jest przemysłowcem, czyta gazety, można powiedzieć, że trzyma rękę na pulsie.

– Głupoty! Ot, naczytał się gazet i wierzy pismakom. Hitler nie byłby takim durniem, wystarczy mu, że zajął…

– Durniem powiada pani? – mówi z naciskiem. – On nie jest głupi, tylko pazerny. Wspomni pani moje słowa.

– A co mnie on obchodzi? Czechosłowację ponoć zajął i co z tego? Nam nic nie grozi, mamy, jak to się mówi, podpisany z Niemcami pakt i tego trzeba się trzymać.

– Mój René twierdzi, że ten cały Adolf Hitler nic sobie nie robi z umów, że nie powinniśmy…

– Béatrice, niech mnie pani z łaski swojej nie próbuje straszyć.

– A gdzieżbym śmiała? Mówię tylko, jak jest.

Czytaj dalej

Foto-Fonte: histmag.org

Ten tekst jest fragmentem książki Niny Majewskiej-Brown Ostatnia więźniarka Auschwitz

CondividiShare on FacebookShare on Google+Tweet about this on TwitterShare on LinkedIn